To żem jest. Ale co z tego, kiedy Was nie ma. Czekałam z publikacją nowych postów, żeby prawdziwie zacząć od nowa, razem z Wami, starą onetowską gwardią. A tu moje czekanie okazało się być niczym w słynnej piosence Universe "Wołanie przez ciszę": Ciebie wołam, ale cisza i pustka dookoła. Tak czy inaczej, witam tych, którzy się pojawili i jakoś dali znać, że już są. Tych, co się kryją po krzakach i znaku nie dali, też witam, żeby nie wyjść na chama. Liczę na to, że się rozkręcicie, niczym chińskie zegarki z bazaru po tygodniu użytkowania.
No dobra. Nie pisałam, bo byłam dla odmiany zajęta pisaniem. I to pisaniem nie byle czego, a mojej obiecującej, oryginalnej, odkrywczej... a tak naprawdę odtwórczej w cholerę pracy licencjackiej. O konspektach z praktyk w liczbie 20 nie wspominając, bo nie ma się czym chwalić. Skutki tej mojej pisaniny objawiały się nieprzespanymi nocami, wyglądem zombie w zaawansowanym stanie rozkładu i reakcją alergiczną na samo spojrzenie w ekran monitora, na którym otwarty był edytor tekstu Microsoft Word (praktyki z informatyki się kłaniają, joł). A co najciekawsze, drugie tyle jeszcze przede mną... szał ciał i uprzęży, szalona radość i euforia. Ihahaha.
Może ktoś pała miłością dziką i namiętną do XIX-wiecznej literatury gotyckiej oraz posiada nadmiar wolnego czasu i w związku z tym zechciałby mi nieodpłatnie taką pracę licencjacką napisać? W ramach wynagrodzenia gwarantuję moją dożywotnią wdzięczność - nawet moje wnuki będą Cię wspominać z rozrzewnieniem, mój domniemany wybawicielu! Zgłaszać się, bo warto, a jak napiszę sama, to taka okazja się nie powtórzy aż do magistra!
Na tym chyba zakończę, żeby dać Wam czas do namysłu. No i obiad już na mnie czeka, to znaczy zbliża się niebezpieczna godzina, w której to zamiast ziemniaków będę jeść mamałygowatą papkę ze skrobi ziemniaczanej. Także lepiej się pospieszę, bo ta perspektywa mnie nie zachwyca.
Do następnego, kochani!
poniedziałek, 29 kwietnia 2013
środa, 3 kwietnia 2013
Takie tam, z zaskoczenia.
Powróciłam, ot tak sobie, z zaskoczenia.
Po prawie roku przerwy od blogowania złapałam się na tym, że zastanawiałam się, jak opisałabym swój wczorajszy dzień na blogu. Tak, sama nie mogłam w to uwierzyć; przecież do tej pory cierpiałam na totalny brak weny, objawiający się w niemożności napisania czegokolwiek, a co więcej - na samą myśl o pisaniu odechciewało mi się nawet próbować. Więc nie tylko brak weny, a i jakiś dziwny pisaniowstręt trzymały mnie przez rok z dala od blogosfery.
Inną kwestią, która przyczyniła się też zarówno do mojej nieobecności, jak i do przeniesienia się właśnie tutaj, były wciąż niezrozumiałe dla mnie poczynania Wielkiego Onetu, który teraz dla mnie spadł do rangi gorzej niż dna. To, co zrobili z moim ukochanym, dopieszczanym Plakatowym - jest niewybaczalne. Z drugiej strony, pomogli mi podjąć decyzję, która i tak od jakiegoś czasu już we mnie dojrzewała; decyzję nie tyle o zawieszeniu bloga, ale o przemyśleniu sobie kilku kwestii, odpoczynku od blogowania i zaczęcia z nową siłą, nowymi pomysłami i... być może w nowym miejscu.
Z czasem tak odzwyczaiłam się od pisania bloga, że pogodziłam się już nawet z myślą, że nigdy więcej do tego nie powrócę. Jednakże sprawdziło się stare jak świat powiedzenie, że kobieta zmienną jest. Jeszcze tydzień temu nie podejrzewałabym się o to, co robię teraz, a tu proszę! Jak widać, potrafię zaskoczyć nawet samą siebie.
Nie da się też ukryć, że trochę się w moim życiu przez ten rok zmieniło. Dlatego ten obecny blog nie jest wierną kopią Plakatowego, a ja nie przybrałam tego samego nicku. Jednakże możecie się spodziewać kontynuacji starego stylu, z jednoczesnym otwarciem na nowe pomysły, bo ja nigdy nie ukrywałam, że całkowicie zdrowa na umyśle nie jestem i nigdy nie wiadomo, co mi do głupiego łba strzeli. Mam nadzieję, że uznacie to za zaletę.
Także Panie i Panowie, cieszcie się lub nie, ale... wróciłam! I na razie nigdzie się już nie wybieram. Enter.
Po prawie roku przerwy od blogowania złapałam się na tym, że zastanawiałam się, jak opisałabym swój wczorajszy dzień na blogu. Tak, sama nie mogłam w to uwierzyć; przecież do tej pory cierpiałam na totalny brak weny, objawiający się w niemożności napisania czegokolwiek, a co więcej - na samą myśl o pisaniu odechciewało mi się nawet próbować. Więc nie tylko brak weny, a i jakiś dziwny pisaniowstręt trzymały mnie przez rok z dala od blogosfery.
Inną kwestią, która przyczyniła się też zarówno do mojej nieobecności, jak i do przeniesienia się właśnie tutaj, były wciąż niezrozumiałe dla mnie poczynania Wielkiego Onetu, który teraz dla mnie spadł do rangi gorzej niż dna. To, co zrobili z moim ukochanym, dopieszczanym Plakatowym - jest niewybaczalne. Z drugiej strony, pomogli mi podjąć decyzję, która i tak od jakiegoś czasu już we mnie dojrzewała; decyzję nie tyle o zawieszeniu bloga, ale o przemyśleniu sobie kilku kwestii, odpoczynku od blogowania i zaczęcia z nową siłą, nowymi pomysłami i... być może w nowym miejscu.
Z czasem tak odzwyczaiłam się od pisania bloga, że pogodziłam się już nawet z myślą, że nigdy więcej do tego nie powrócę. Jednakże sprawdziło się stare jak świat powiedzenie, że kobieta zmienną jest. Jeszcze tydzień temu nie podejrzewałabym się o to, co robię teraz, a tu proszę! Jak widać, potrafię zaskoczyć nawet samą siebie.
Nie da się też ukryć, że trochę się w moim życiu przez ten rok zmieniło. Dlatego ten obecny blog nie jest wierną kopią Plakatowego, a ja nie przybrałam tego samego nicku. Jednakże możecie się spodziewać kontynuacji starego stylu, z jednoczesnym otwarciem na nowe pomysły, bo ja nigdy nie ukrywałam, że całkowicie zdrowa na umyśle nie jestem i nigdy nie wiadomo, co mi do głupiego łba strzeli. Mam nadzieję, że uznacie to za zaletę.
Także Panie i Panowie, cieszcie się lub nie, ale... wróciłam! I na razie nigdzie się już nie wybieram. Enter.
Subskrybuj:
Posty (Atom)